|
Pomidor z pikantną pastą tajską. Grahamka |
Słowo 'pikantną' powinno być podkreślone grubą, cętkowaną kreską, wzięte w wykrzyknienie i opatrzone czerwoną barwą ostrzegawczą. Powiem tak, odkąd pamiętam byłam zadeklarowaną fanką pikantnego jedzenia (NIE słonego, pikantnego). Moje porcje podczas większości wytrawnych posiłków trzeba solidnie doprawiać czarnym albo kajeńskim pieprzem, lubię też tabasco. Po przyjeździe do Anglii wielokrotnie próbowałam też jedzenia, które wychodziło spod rąk moich Azjatyckich i Hinduskich znajomych, a jak wiadomo, ich kuchnia jest zdecydowanie pikantna. Nic jednak do tej pory nie ruszyło mnie tak, jak ta Marksowo&Spencerowska pasta tajska. Kupiłam bo lubię niecodzienny smak w swoich kanapkach albo potrzebuję zmajstrować naprędce obiad, dodaję wówczas łyżkę takiej pasty do ryżu czy kuskusu i gotowe. Zdecydowanie jednak odradzam osobom o wątłych kubkach smakowych.
Ja sama nie wiem jakie smaku lubię, na pewno nie przesolone, ostre też nie mogą być aż tak bardzo, po prostu delikatne :)
OdpowiedzUsuń